Pozbył się ich tak samo szybko jak wyrzucał zbędne „klamoty” z domu. Właściwie to wyszedł przed blok i krzyknął: „kto chce psy?” oddając je przypadkowym przechodniom. Byle jak najszybciej pozbyć się problemu..
Kiedy wybuchła wojna na Ukrainie pewien wietnamczyk mieszkający w Polsce postanowił uciec z Polski. Pakował się w pospiechu reorganizując swoje dotychczasowe życie. Jego 3 psy strasznie mu przeszkadzały, postanowił więc poszukać im „dobrych domów” oddając temu, kto pierwszy się zgłosi. 2 z nich poszły w nieznane ręce, Lajka trafił do nas. Dziewczyna, która była świadkiem całej sytuacji po prostu wzięła go pod pachę i zadzwoniła do nas stojąc z nim na ulicy, Tym sposobem Lajka trafił do nas.
Tym sposobem trafił do nas kolejny zaniedbany psiak, który miał ładnie wyglądać z nie być zdrowy.
I znowu standardowo rozpoczęłyśmy maraton po weterynarzach nie mając ani kart leczenia, ani książeczki zdrowia. ok 7 letni pies, który musiał nagle zmienić swoje życie. Na szczęście na lepsze.
Klasycznie rozpoczęłyśmy od badań krwi. Parametry nerkowe były bardzo słabe a więc: nefrolog, leki, kolejne badania, 2 x usg
Okulista – zapalenie spojówek
Konsultacja kardiologiczna: popsute serduszko. Leki, kontrole co miesiąc
Przygotowanie do kastracji. Kroplówki, leki.
Zielone światło do przeprowadzenia operacji.
Znowu kontrola nerek, ciągłe podawanie leków (do końca życia będzie je musiał przyjmować) i serducho (leki na serce również do końca życia + leki na tarczycę)
Przygotowanie do zabiegu stomatologicznego. ponowna konsultacja kardiologiczna, nefrologiczna oraz usg i badania krwi. Zielone światlo i Lajka ma zdrowe zęby 🙂
Lajka jest gotowy do adopcji, jednak nowy opiekun musi zdawać sobie sprawę z kontroli wet. Wieloletnie zaniedbania doprowadziły organizm Lajki do wyniszczenia. Gdyby nie to, że do nas trafił zapewne umieralby lub umarł. Psy chorują! Problemem jest to, że nie mówią gdy je boli a cierpią w milczeniu. To, że merdają ogonem i jedzą nie oznacza, że dobrze się czują. Co rusz powinniśmy robić chociaż badania krwi naszym pupilom, żeby wiedzieć czy wszystko jest ok. Niestety psy, które trafiają do nas od tych „kochających właścicieli” nigdy nie widziały weterynarza, bo przyjmuje się, że „on nic nie piszczał, że go boli…”