Polska wieś znacznie różni się od miasta. W mojej ocenie to właśnie polska wieś jest kolebką bezdomności zwierząt. To tu zwierzęta się bierze, zbiera, bezmyślnie rozmnaża. To tu weterynarz jest za drogi a odpowiednim jedzeniem dla psa są ziemniaki i to, co zostanie na stole. Oczywiście, ludzie w mieście też tworzą problemy ale nie aż takie jak na wsi. Psy biegające po ulicach, zapładniające suki w cieczce wiszące na łańcuchach, stanowiące zagrożenie zarówno dla innych psów jak i ruchu drogowego. Brak znajomości podstawowych potrzeb psa, nie mówiąc o ich spełnianiu. Tu spełnia się wyłącznie egoistyczne potrzeby człowieka. To na polskiej wsi człowiek, który pogrąża się w biedzie pogrąża w biedzie co cieczkę narodzone psy. Rozdawnictwo w dobre ręce, wszak polska wieś tak bardzo „szanuje” swoje zwierzęta. Wszystko to obserwuje od przeszło 10 lat, kiedy mikropsy to w 90% psy ze wsi. Po co? Ja się pytam po co zbierać, skoro nie stać na weterynarza, nie chodzi się na spacery a psy skazuje na wegetację!
Kolejnym skazańcem polskiej wsi jest nasz Dyzio…
Niespełna roczny maleńki psiak mieszkał niezauważany w tym czymś i wraz z innymi towarzyszami niedoli jadł to coś… Miał szczęście, nie kapało mu na głowę, podczas kiedy inne z tego okropnego, zasyfiałego miejsca nie miały nawet budy. Został odebrany interwencyjnie wraz z innymi psami i jako „dzikus” trafił do nas, do domu tymczasowego.