„A bo on się pilnuje/słucha”
„Nie, niepotrzebna adresatka, mój chodzi cały czas na smyczy”
„Po co! Ma czipa!”
„Zdjęłam mu w domu obrożę z adresatką bo go uwiera”
To najczęstsze argumenty PRZECIW adresatce, która wbrew pozorom ratuje życie i oszczędza czas zaangażowanych w poszukiwania zaginionych psów. O której wspominamy bardzo często i naciskamy opiekunów na to, żeby od razu zaopatrzyli psa w adresatkę, czyli DALI MU GŁOS!
Adresatka to mała grawerowana blaszka z numerem telefonu, to zakręcana tubka, to skórzane serduszko na obroży psiaka, to nawet nr telefonu napisany na obroży flamastrem wodoodpornym. To GŁOS, którego nasz pies nie ma!
Przedstawiam 2 historie psów, które adresatki nie miały. Mogłabym wymieniać ich setki, mam nadzieję, że te 2 przekonają Was do tego, żeby jednak założyć psu adresatkę.
1. CASE STUDY – MISIA
Misia (Misia nie była podopieczną Fundacji Mikropsy ale pomagaliśmy w jej poszukiwaniach) przebywała w domu tymczasowym. Była zaraz po zabiegu sterylizacji nosiła kaftanik. Tymczasowi opiekunowie zdejmowali jej obróżkę, do której przyczepiona była adresatka gdy była w domu – bo rzekomo ciągnie, uwiera i cośtam jeszcze. Oczywiście to co mówili opiekunowie i ich argumenty dlaczego zdejmowali Misi obróżkę były wręcz śmieszne i nieprawdziwe, no ale zrozumieli to dopiero po fakcie.
Pewnego dnia KTOŚ uchylił drzwi i Misia dała dyla na klatkę i fru po schodach na dół. W tym samym momencie KTOŚ wchodził do klatki – otworzył drzwi i Misia wybiegła z bloku pędząc w siną dal. Tyle ją widzieli. Natychmiastowe działanie (w przypadku zaginięcia psa trzeba zacząć działać OD RAZU – liczy się każda minuta!) godziny żmudnych poszukiwań. Mijały godziny, dni. Płacz, rozpacz i zamartwianie się co w danej chwili robi pies, który dostał ogrom przestrzeni i nie wiadomo jak ją wykorzysta oraz został narażony na niebezpieczeństwo – pędzące samochody, okrutni, bezlitośni ludzie itp).
Misia odnalazła się po 3 dniach. 3 dniach dodatkowych siwych włosów i kilku paczek leków uspokajających, bezsennych nocy i morza wylanych łez. Jak się okazało, prawie natychmiast znalazła się w ramionach Pań, które przechodziły i przypadkiem znalazły Misię ubraną w kaftanik posterylkowy. Wzięły na ręce i zaniosły do domu. Wiedziały, ze Misia musi mieć właściciela i rozpoczęły poszukiwania. Na szczęście akcja plakatowania i informacji w lecznicach przyniosła spodziewany efekt. Panie Misi odnalazły opiekunów tymczasowych, mało tego! Misia została przez nie adoptowana. Historia zakończona happy endem jednak mogła zakończyć się wcześniej. Psiak nie musiał zmieniać otoczenia i przez 3 dni dostosowywać się do nowego mieszkania i ludzi, a osoby zaangażowane w poszukiwania nie musiały marnować tylu godzin. A wystarczyła obroża z adresatką!
2. CASE STUDY – KOPEREK
Koperek poszedł do nowego domu. Na drugi dzień po adopcji kochany synuś dostał kocyk, buziaka na do widzenia i rodzice poszli do pracy. Tuż przed wyjściem mamusia wylała na Koperka kropelki na kleszcze. Zdjęła obróżkę z adresatką, żeby kropelki dobrze się wchłonęły (sic!) i wyszli do pracy zarabiać na koperkowe rarytasy. W międzyczasie syn wrócił z zakupami. Uchylił drzwi i Koperek niepostrzeżenie wymknął się z mieszkania.
Po 2 godzinach od zdarzenia odkładając nasze plany na bok byliśmy gotowi do działania, wielogodzinnych działań związanych z poszukiwaniem psa
Szybka organizacja i rozpoczęliśmy rozklejanie setek plakatów. Do 2 w nocy wszyscy dzielnie plakatowali okolicę. W międzyczasie monitoring wychwycił nielegalnie klejące plakaty i Straż Miejska załapała je na gorącym uczynku. Na szczęście odbyło się bez mandatu (dzięki wielkie kochani Strażnicy!).
W tym samym czasie inni pisali informacje do lecznic, ogłaszali zaginionego Koperka na portalach ogłoszeniowych, masowo udostępniali na fb. Współpraca pełną parą!
O 2 w nocy pojechaliśmy do domów. Płacz, stres i złe myśli piętrzyły się w naszych głowach. Co robi teraz Koperek? Cz jeszcze żyje? Czy jest bezpieczny? Czy jest mu ciepło? Nie mogliśmy spać…
Nad ranem wyczekiwany telefon – ZNALAZŁ SIĘ! ufff!
Jak się okazało – Koperek przewędrował sobie kilka kilometrów (rozpoczął wędrówkę ok 17). Złapała do Pani, która była z dzieckiem na spacerze. Zdarzenie miało miejsce ok 19. Ponieważ Koperek nie miał adresatki (miał tylko zarejestrowanego czipa) Pani wzięła psiaka do domu. Czyli od 19 był już bezpieczny, ale my o tym nie wiedzieliśmy i zdenerwowani działaliśmy w okolicy.
Nie jesteśmy w stanie przewidzieć ruchów zwierzęcia, które wykona w razie zagrożenia, zaciekawienia czy innych sytuacji. Nie możemy ufać mu w 100% i gwarantować, że nie zrobi tego i owego. Nie znamy dnia ani godziny, kiedy pies ucieknie. Nie wiemy też jak skończy się dana sytuacja. Ale warto niewielkim kosztem ułatwić powrót psa do domu zakładając mu adresatkę.
Poniżej przedstawiamy Wam najsmutniejszą grupę na fb, która dowodzi temu, że nikt nie zna dnia ani godziny kiedy pies zwieje (na fb są również grupy innych miast)